Moje początki blogowania zaczęły się przypadkowo i przyznam, że od nie miłej historii...
Jednakże uważam, iż "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło"!
I tym pozytywem była decyzja o założeniu funpage (12 luty 2015).
Nie wierzyłam w to, że tak szybko osiągnął tylu fanów.
Później przyszła pora na blog (17 październik 2015).
To był "strzał w dziesiątkę"!
To był "strzał w dziesiątkę"!
Dziś nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez blogowania.
To już element mojego życia, który wpisał się, mam nadzieję, że na jak najdłużej.
Tu możecie przeczytać o początkach moich przygód:
Bloger tygodnia - artykuł z dnia 25.11.2015 r. (klik)
Gazeta z Białegostoku - artykuł z dnia 18.04.2016 r. (klik)
Jestem przeszczęśliwa. Bloga prowadzę pod kątem własnych preferencji i miło jest, jak ktoś to docenia. „Najważniejsze w życiu rzeczy, to nie rzeczy.“ To ludzie potrafią sprawić mi wielką radość. Czasami czytam takie komentarze, czy prywatne wiadomości, o których nie śmiałabym marzyć. To bardzo miłe. Szczególnie, gdy dzięki mnie jakaś osoba uśmiecha się lub chwali, że pierwszy raz coś jej się udało. Jestem zwykłą osobą, ale niektóre opinie sprawiają, że czuję się wyjątkowa.
Tak, uwielbiam kontakt z Wami wszystkimi, wszystkie miłe komentarze i prywatne wiadomości.
Dzięki temu poznałam też wiele mnóstwo osób, które traktuję jako bardzo bliskich mi przyjaciół.
Łączy nas nie tylko pasja do tego co robimy, ale także przyziemne sprawy życia codziennego.
Blogowanie i rozwijanie się w aspektach kulinarnych dało mi baaardzo wiele!
Nie tylko rozwinęłam swoje umiejętności w wielu dziedzinach, zyskałam większą wiarę w siebie, lecz również osiągnęłam coś więcej...
Ogólnie w kuchni dobrze się bawię, szczególnie jak tworzę niecodzienne ciasteczka. Do dziś wspominam jaki miałam ubaw z „paluszkami wiedźmy“. Przydarzają mi się sytuacje niebezpieczne: poważne poparzenie, zszywany palec. Ale to wszystko efekty mojego kulinarnego ADHD, które i tak mnie nie odstraszają ani nie odciągają od mojej pasji.
Na ten temat mogłabym napisać naprawdę baaardzo dłuuugi post!
Jednak powoli przejdę do jego meritum...
Od początku mojej przygody z uwiecznianiem potraw, aż do dziś - zdjęcia to moja bolączka.
Przyznam, że z niechęcią patrzę na pierwsze fotki, których się nawet... wstydzę.
Biały obrus jako tło, kiepska jakość... eh.
Może i teraz nie jest super pięknie, ale sądzę, że o wiele lepiej od tego co było kiedyś.
Nadal poświęcam sporo czasu na zdjęcia, ale efekty uważam za nie najgorsze.
W końcu wolę bawić się w kuchni, a nie przed laptopem i... stawiam na naturalność.
Teraz chciałam podziękować Panu M. z Foto-Master, który zauważył mój potencjał i dał mi ogromną szansę, aby moje blogowanie mogło się rozwijać.
Zaufał mi... zwykłej, nieznanej i początkującej blogerce!
Mało kiedy zdarza się taka osoba, która bezinteresownie użycza drogiego sprzętu - zupełnie nieznajomej dziewczynie.
Żałuję, że sklep-komis znajduje się we Wrocławiu, daleko ode mnie, ale wiem, że jest godny polecenia i wart uwagi wszystkich tych, którzy poszukują fachowych porad i sprawdzonego sprzętu!
Zresztą dużo rzeczy można w nim nabyć przez internet...
Może kiedyś odwiedzę Wrocław i osobiście podziękuję za aparat.
Tymczasem bez obaw możecie sprawdzić ofertę Foto Master!
Uwaga: Post nie jest sponsorowany. Są to moje szczere słowa i napisałam je dobrowolnie - w ramach podziękowań.
Chciałabym też, abyście i Wy uwierzyli w siebie i uświadomili sobie, że wszystko jest możliwe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz! Postaram się odpowiedzieć na każde pytanie. Miłego dnia!